// Ona / List do faceta, który ciągle wyliczał mi nadprogramowe kilogramy

Ona

kilogramy nadprogramowe, facet dla którego jesteś za gruba
List do faceta, który ciągle wyliczał mi nadprogramowe kilogramy

WAGA mojego ciała. 

Nigdy wcześniej nie wiedziałam, że może być takim problemem. I co ciekawe nie dla mnie. Dla ciebie. Niby tego, który poza mną świata miał nie widzieć. Widział za to każdy dodatkowy kilogram mojego ciała. Im bardziej je dostrzegał, tym więcej tych kilogramów nadprogramowych przybywało.

Nie, nie były spowodowane jakąś depresją, albo nienawidzeniem własnego ciała. Może tak przekornie reaguje mój organizm – im bardziej czegoś chcę, tym bardziej tego nie dostaję. A ja tak bardzo chciałam schudnąć, że pozwoliłam się wpędzać w poczucie winy. Twoje słowa raniły moją duszę. Zresztą sama w nie uwierzyłam.

Nagle dopadły mnie myśli, że nie jestem wystarczająco dobra. Kilka dodatkowych kilogramów potrafiły spowodować u mnie niepewność. Nawet więcej. Paranoję. Ze strachem odwracałam głowę od każdego lustra napotkanego na mojej drodze. Pamiętam, jak zwieszałam głowę w sklepach drogeryjnych wypełnionych plakatami z kobietami idealnymi. Albo jak wyzbywałam się 1500 kalorii na siłowni … Jakim strasznym wysiłkiem było to okupione… Traciłam 1500, przybierałam 2500….

Aż nadszedł moment, kiedy przypomniałam sobie, że jestem ważna. Że powinnam siebie kochać… Olśnienie! Tak, kochać siebie i nie czekać na akceptację ze strony innych.

Zaczęłam bardziej dbać o swoje ciało, ale nie dlatego, aby zyskać przyzwolenie facetów. Aby odzyskać pewność siebie. Zrozumie mnie każdy, kto choć przez moment swojego życia poczuł się bezwartościowy.

Ja straciłam cel w życiu, choć doskonale wiedziałam, że nie piękne ciało i twarz czynią człowieka pięknym. Prawdziwe piękno tkwi w środku – jest niewidoczne dla oczu.

Przebaczam tym, którzy we mnie go nie dostrzegli. Jestem wdzięczna i dumna zarazem, że swoją największą siłę odnalazłam sama. Jakoś sama się poskładałam z tych drobnych kawałeczków, na jakie się rozpadłam. Nauczyłam się kochać samą siebie. Zaakceptowałam swoje niedoskonałości i słabości. I w końcu dostrzegłam mocne strony.
Wiem, co chcę i na co zasługuję.

Atrakcyjność jest bez wątpienia ważna. W końcu ująłeś mnie tymi wielkimi niebieskimi oczami i lokami w kolorze kasztana. Nie jest to jednak jedyna ważna cecha. Czy faktycznie tylko na to, jak wyglądamy będziemy patrzeć w wieku lat 80-ciu? Ciało będzie miało drugorzędna znaczenie. Ważne będzie to, czy będziemy umieli ze sobą rozmawiać i czy cieszyć nas będzie obecność tej drugiej osoby…

Poza tym nie mam ochoty zamartwiać się tym, że złamałam nogę, jestem unieruchomiona w łóżku i stracę przez to mojego faceta, bo na bank przybiorę na wadze kilka kilogramów. Nie chcę zastanawiać się, dlaczego ktoś ze mną jest. Ma być, bo jestem fajna i wyjątkowa dokładnie taka, jaka jestem. A nie taka, jaką ktoś uroił sobie w głowie. I nawet, jeśli ma to potrwać wieczność będę czekać na właściwego partnera, który dostrzeże piękno w moich piegach i kilku dodatkowych kilogramach, o ile kiedyś znowu się pojawią. 

Jeśli facet nie potrafi zatroszczyć się o mnie, kiedy jestem pogubiona, nawet gdy sam nie jest perfekcyjny, pytanie po co mi on….. Mam wspaniałych rodziców, przyjaciół i samą siebie. Chcę być kochana za to jaką jestem osobą, a nie za to, że noszę rozmiar 36.

Nie mam już ochoty na marnowanie czasu z kimś, kto nie dostrzega tego, jaka naprawdę jestem, a tylko patrzy na mnie przez pryzmat rozmiaru mojej odzieży. To nie jest sposób oceniania kogokolwiek, a już na pewno nie osoby, którą się kocha. Ja mam na imię Agnieszka, a nie jakieś cholerne S, M lub L. Nie ma rozmiaru zaczynającego się na literkę A…..

Nie jestem tylko piękną buzią. Nie będę męczyć się jakimiś cud dietami, abyś mógł gapić się na mnie. Człowiek to nie tylko ciało. Ja jestem piękna, bo potrafię wyrazić to, co czuję słowami. Bo jestem silna i podnoszę się z kolan, gdy upadam. Zawsze. Jestem piękna, bo jestem uczciwa, współczująca, kochająca. I odważna. I przebaczająca nawet, jeśli ktoś zrani mnie 1000 razy. Tego mi nie możesz zabrać, ani we mnie zmienić.

I mam w końcu mocne postanowienie: Nie pozwolę się już tak traktować!

Dziękuję, że w końcu mną potrząsnąłeś. Widać pomogło….

Lubisz ten materiał? Podziel się nim ze znajomymi:

Podobne artykuły

Odwiedź nas na Facebooku