Opowiadania
Nie... Absolutnie nie byłem w okolicy, ani nie przechodziłem tędy. Przyszedłem prosto do Ciebie. Nawet nie zastanawiałem się, co powiem, gdy otworzysz drzwi. Tak po prostu. Wstałem, ubrałem się i wyszedłem z domu. Poszedłem do Ciebie. Najkrótszą drogą, kierowany jakimś pierwotnym instynktem, bezwiednie.
Nie będę wymyślał żadnego powodu moich Ciebie odwiedzin tego wieczoru. Żadnych planów, żadnych oczekiwań, żadnych wymagań. Nic z tych rzeczy.... Idąc mijałem bardzo zakochane pary i mimo, że to już jesień, której wiem, że nie lubisz im wcale nie było zimno. Mimo, że trochę wieje i lekko pada, jest cudnie. Sam jestem sobie sterem, żeglarzem, okrętem.... Płynę do Ciebie jesiennym wiatrem, unikając raf chodnika, lawirując między skałami biurowców.... Płynę do Ciebie. Bądź kapitanem mego statku, bądź mi Afrodytą... Jedną, jedyną boginią z morskiej piany zrodzoną... Bądź Ledą a ja będę łabędziem, który Cię uwiedzie, lecz nie zostawi... Statek nigdy nie opuszcza swego kapitana... Kapitan schodzi ostatni.... Bądź mym kapitanem.... Nigdy nie dam ci powodu, abyś opuściła ten pokład....
I już stoję przed Twymi drzwiami. Już nacisnąłem dzwonek.... Słyszę Twe kroki, słyszę jak przekręcasz klucz.... - Co ty tutaj robisz o tej porze? - pytasz - To samo, co wszędzie , w każdym miejscu tego świata.... - Czyli? - Kocham Cię... Bądź mym kapitanem.... - Wejdź, szalony ty.... Przemoczony jestem jak po najcięższym sztormie... Zdejmujesz ze mnie mokry płaszcz, kapelusz także zabierasz i wynosisz to wszystko... Wodzę wzrokiem za Tobą. Pięknie wyglądasz w czerwonej sukience. Patrzę, jak kołyszesz biodrami... Odwracasz się na chwile przez ramię... - Szalony... Za chwilkę wracasz. Mówisz, że mój płaszcz zmoczył ci sukienkę. Nic dziwnego... Po tak długim sztormie. Wszedłem tutaj i wiem, że cieszy Cię ta niezapowiedziana wizyta. Za chwilę mówisz, że szukałaś pretekstu, aby się ze mną zobaczyć... Ja także mówię Ci dlaczego. Dlaczego tu jestem... Miałem pretekst. Musiałem Cię zobaczyć, więc jestem. Żadnej gry, żadnego udawania. Od początku odkryte karty.
Mówisz, że musisz się przebrać i że zrobisz coś ciepłego do picia. Pytasz, czy jestem głodny... Tak... Jestem... Głodny Ciebie. Twoich słów, jakichkolwiek, Twojego dotyku.... Twojego ciepła.... Mówię, że nie chcę nic ciepłego... Mówię, że Ty mi wystarczysz. Tylko bądź blisko. Uśmiechasz się ... Tak dość znacząco... Widzę błysk w Twoich oczach. Słyszę Twoje myśli.... Dzisiaj tutaj zostanę, tak do mnie myślisz.... Bardzo niegrzecznie do mnie myślisz. Ja także nie jestem święty.... Wstajesz, prosisz abym dał Ci chwilę . Mimo wszystko musisz się przebrać..... Czekam... Przepełniony Tobą... Po kilku minutach wracasz... Owszem, zmieniłaś ubranie, a raczej pozbyłaś się go. Stoisz przede mną naga, okryta tylko jedwabnym szlafrokiem. Przez tą szlachetna tkaninę nieśmiało, ale bardzo kusząco prześwitują Twoje piersi... Twoje ciało okryte delikatną tajemnicą, którą wiem, że pozwolisz mi odkryć.... Siedzę na kanapie i patrzę na cud, którym jesteś. Tak blisko... Dotykam Cię... Twoich ud... Delikatnie, ale zdecydowanie posuwam się dalej.... Ty pochylasz się nade mną. Widzę Twoje piersi... Chcesz abym je widział, abym ich dotykał, pieścił..... Całujesz mnie tak namiętnie, że przez ułamek sekundy tracę świadomość..... Ułamek sekundy.... Rozpinasz moją koszulę... moje ręce na Twoich pośladkach... Twoja dłoń masuje przez spodnie mnie... Staję się twardy.... Szepczesz mi do ucha, że też mnie kochasz... Chwytasz za krawat, ciągniesz mnie do siebie... Mówisz „Chodź” i prowadzisz mnie do swojej sypialni..... Ściągnęłaś ze mnie ubranie...Pchnęłaś mnie na swoje olbrzymie łóżko.... Pieścisz mnie.... Teraz mogę umrzeć jako szczęśliwy człowiek.... Z najukochańszą kobietą przy moim boku..... Nie umarłem... Wtedy... Żyjemy... Razem.... Szczęśliwie.... Prawie 50 lat... Preteksty są niepotrzebne.....
lkn