Rozstania
Piszę do ciebie, choć pewnie nie powinnam. Powinnam zamknąć za sobą drzwi z napisem „przeszłość” i otworzyć kolejne „co mnie czeka”. Wiesz, spróbowałam, ale te pierwsze ciągle nie chcą się domknąć, nawet po tylu latach. Wracam myślami do tego, co było między nami. I nie po raz pierwszy zadaję sobie pytanie: Co by było, gdybyśmy się wtedy nie rozstali?
Tysiące słów wypowiedzianych w złości. Łzy, niepewność, nienawiść, potok niepotrzebnych oskarżeń…Tak mało trzeba, aby spowodować lawinę. Aby zacząć nienawidzić człowieka, z którym dzieliło się łóżko, najskrytsze tajemnice i własne ciało. Kogoś, komu szeptało się do ucha, że na zawsze razem, że nic nas nie rozdzieli, że… Przeżyliśmy razem 5 lat, czyli 1825 dni lub 43.800 godzin… A później drugie tyle bez siebie.
Jesteś zapewne zdziwiony że piszę, bo zamykając za sobą drzwi naszego wspólnego mieszkania zarzekałam się, że zamykam je na dobre. Wywrzeszczałam to. Podziałało jak oczyszczenie. Byłam tak przekonywująca, że sama w to uwierzyłam. Trzasnęłam, wybiegłam z płaczem, nawet się nie odwróciłam. Biegłam do nieznanej przyszłości, zostawiając za sobą przeszłość. Byłam ciekawa tego, co czekało mnie za pierwszym zakrętem, później za kolejnym. Spiesząca się, bo może coś umknąć, czego nie zdążę złapać. Mająca serdecznie dość ostatniego, kiepskiego czasu niby razem ale tak naprawdę osobno.
Byliśmy mieszkańcami tego samego mieszkania. Takimi trochę coraz mniej lubiącymi się sąsiadami. Grałeś ze mną w jakąś grę, której reguł nie mogłam zrozumieć. Przyciągałeś do siebie, roztapiałeś moje serce, po czym odpychałeś. Wiedziałeś o tym, że tą grę zawsze musisz wygrać. Jest taka część ciebie, której nigdy nie poznałam i nie poznam. Twoja najciemniejsza strona: kłamstwa. Słowa, które mówiłeś nigdy nie były prawdą. A w prowadzonych przez ciebie gierkach twoja wygrana zawsze była pewna.
Upadki i wzloty. Kłótnie i pojednania. Słowa, że mnie kochasz nad życie i słowa, że mnie nienawidzisz. Krzyki, płacze, przeprosiny, obietnice. Puste słowa, które wypowiadałeś sam w nie nie wierząc. Powoli upadałam do twoich stóp, bo nie miałam już siły patrzeć na to wszystko, co się z nami zaczęło dziać. Nie chciałam poznać twojej nowej twarzy. Chciałam wierzyć w to, co powiedziałeś mi przedtem.
Przyglądaliśmy się śmierci naszej miłości i chyba to zmęczyło mnie najbardziej. Przecież jak umierać, to nie w męczarniach, a nagłą i niespodziewaną śmiercią. A nasz związek w krótkim czasie znalazł się w hospicjum – czuliśmy, że nic się nie da zrobić. Nie mieliśmy już sił do dalszej walki i gaśliśmy w oczach. Atmosfera była tak gorąca, że żar palił mnie od wewnątrz. Piekący ból rozdzierał klatkę piersiową, policzki płonęły z gorąca. Potrzebowałam deszczu, który by to ugasił. Ochłodził moje uczucia do ciebie, bo jednak kiedy po takich walkach leżeliśmy w łóżku obok siebie, zamykałam oczy i czułam, że moglibyśmy tak być. Ty i ja i że nie ma nic lepszego. Całą sobą modliłam się o cud. Sama nie wiem, czego w tych modlitwach chciałam. Nie mogliśmy razem zostać. Nie po tym, co się wydarzyło. Nie po tym, czego o tobie się dowiedziałam, nie po słowach wypowiedzianych przez nas obydwoje.
Zamykając za sobą drzwi naszego domu wiedziałam, że bez ciebie będzie inaczej… Znowu drzwi, jakby życie człowieka składało się z kolejnych drzwi do otwarcia… Byłeś obecny w moim życiu przez ten cały czas. Nawet nie wiesz, ile razy próbowałam zadzwonić do ciebie. Nigdy się nie odważyłam, choć telefon w dłoniach miałam kilkakrotnie. Popatrz, kolejna gra, którą wygrałeś, bo przecież ty nigdy nie próbowałeś się ze mną skontaktować.
Czas leczy rany. Nagle powróciły te dobre chwile, które się nam wydarzyły. Złe odeszły gdzieś w niepamięć. Przeszła mi złość na ciebie i na to, co się wydarzyło… Już nie tylko ty jesteś winny. Widzę też swoje ciemne strony. Gdybym… gdybym wtedy nie otworzyła tych cholernych drwi, jak potoczyłyby się nasze losy? Zastanawiałeś się nad tym? Ta jedna chwila, która mogła całkowicie zmienić nasze życie. Gdybyś mnie wtedy zatrzymał. Powiedział, że jestem ważna.
A ty pozwoliłeś mi odejść.
I może to dobrze, a może źle …. Nie wiem. Nie wiemy, co by się wydarzyło, gdybym wtedy została. Mam nadzieję, że ty nie zadajesz sobie tego pytanie. Że życie potraktowało cię lekko. Szczerze, nawet nie chcę znać odpowiedzi, bo nic nie bylibyśmy w stanie już zmienić. Pewne drzwi trzeba po prostu za sobą zamknąć, bo one prowadzą donikąd. Tym listem zamykam drzwi naszego wspólnego życia, drzwi prowadzące do ciebie.
SK
Podobne artykuły
-
Próbowałam zastąpić cię oczami i ciałami innych. Ci mężczyźni chcieli być ze mną w miejscach, w których pragnęłam widzieć ciebie. W końcu stawali się cieniam...
-
Miłość to najpiękniejsze uczucie. To pasja, obsesja, ktoś, bez kogo nie potrafisz żyć.... Czasami życie poddaje nas ciężkiej próbie. Zakochujemy się, fruwają...
-
Zatrzymywanie kogoś to odwaga, ale pozwolenie, aby odszedł czyni nas często silniejszymi i szczęśliwszymi, choć na początku wydaje nam się, że jest zupełnie ...
-
Zdecydowałaś sie na rozwód, bo czujesz, że nic się już nie da zmienić w Twoim małżeństwie. W tym artykule znajdziesz prawdy, których nikt nie powie Ci o rozw...